Kiedy udało mi się w końcu oderwać od pracy i znaleźć dzień wolny, razem z moim kolegą Stasiem wybraliśmy się na zwiedzanie Bahrajnu.
Przygotowaliśmy mapę z atrakcjami turystycznymi i wyruszyliśmy w podróż, która okazała się tylko przejażdżką ze względu na niewielkie odległości. Bahrajn to mała wyspa. ok 12km szerokości i ok. 40km długości, zamieszkały przez ok 1,5mln ludzi - z czego ok 700tys to miejscowi a reszta to tania lub droższa siła robocza.
Najpierw dotarliśmy do toru formuły 1. Nie wchodziliśmy do środka, bo właśnie trwały zawody miejscowych (sprzymierzonych państw arabskich).
Następnie przyjechaliśmy na plażę Al Jazzier'a. Ładna plaża. Ale zaskoczyły nas 2 rzeczy. Spotkaliśmy tylko jedną rodzinkę na spacerze i mnóstwo martwych zwierzątek wodnych: ryb, węży wodnych (ok. 30), krabów a nawet żółwia wodnego. Pora w jakiej byłem w Bahrajnie na ogół nie zaskakuje upałami, ale zwykle nie jest zimno. A ja trafiłem na najzimniejszą zimę od wielu lat. Zdarzało się się, że było ok 0 st C, a dokładając do tego bahrajnskie wiatry, było naprawdę zimno. Nigdzie tak nie wymarzłem jak w Bahrajnie. Po prostu nie byłem przygotowany pod względem odzieży na takie warunki. Nie tylko ja. Podobno Bahrajnczycy w ciągu 1 dnia wykupili wszystkie grzejniki, jakie znajdowały się w sklepach. Bo, co naturalnie, ich mieszkania nie posiadają instalacji ogrzewania. Pewnie dla zwierząt wodnych te temperatury okazały się zabójcze.
Potem przejechaliśmy do minizoo znajdującego się w pobliżu plaży. Miło było zobaczyć trochę zielonej roślinności, jako odmienność do piasków pustyni Bahrajnu.
Na koniec pojechaliśmy zobaczyć słynne DRZEWO ŻYCIA. Pojedyncze drzewo które rośnie na pustyni. Jego podobizna umieszczona jest na monecie i banknocie Bahrajnu. Zbiera się wokół niego sporo ludzi. Niektórzy oddają się rozrywce jakim jest jazda samochodami, motorami crossowymi lub innymi pojazdami po okolicznych pagórkach.